Chełmżyński kubek
Nie jest to najcenniejszy eksponat w chełmżyńskiej konkatedrze, ale z pewnością najpilniej strzeżony. To właśnie z nim wiąże się niesamowita historia, która sprowadza do katedry rzesze turystów z całego świata.
Historia rozpoczyna się w 1688 roku w Toruniu. Podczas procesji Bożego Ciała, której gościnnie przewodniczył biskup Kazimierz Jan Opaliński, luteranie zaatakowali jego orszak. Urażony biskup złożył skargę do papieża i do króla Jana III Sobieskiego. W ramach zadośćuczynienia luteranie musieli dokończyć budowę jednej z wież katedry chełmżyńskiej. Na cześć biskupa nazwaną ją wieżą Kazimierza Opalińskiego. Dzięki temu kościół zyskał barokowe zwieńczenie wieży w postaci trzech hełmów.
Po zakończeniu budowy, w kwietniu 1692 roku, jeden z budowniczych zrzucił z wieży kubek, życząc przy tym, aby kościół rozpadł się równie szybko. Ku jego zdziwieniu kubek, który spadł z wysokości 92 metrów pozostał cały. Świadek tego zdarzenia, biskup Kazimierz Opaliński, wziął kubek i polecił oprawić go w srebrną blachą i wygrawerować na niej opis całego zdarzenia. Powstała wtedy przepowiednia, że jeżeli coś złego stanie się z garnuszkiem, to nieszczęście dotknie również katedrę.
Przepowiednia ta wypełniła się w sierpniu 1950 roku, uczestniczka jednej z wycieczek oglądając kubek wypuściła go z ręki, a ten upadając na marmurową posadzkę kościoła i rozpadł się. Kilkanaście dni po tym wydarzeniu, nocą z 1 na 2 sierpnia, w wieżę Opalińskiego trafił piorun, powodując tragiczny w skutkach pożar. Spłonęła m.in. drewniana konstrukcja wież, zawaliły się gotyckie sklepienia, a zniszczeniu uległy zabytkowa polichromia oraz olejne płócienne obrazy wewnątrz świątyni. Dzięki stanowczej postawie ówczesnego proboszcza, Zygfryda Kowalskiego i zaangażowaniu parafian, odrestaurowane wnętrze kościoła otworzyło swoje podwoje na pasterkę 1953 roku, ale odbudowa zniszczeń trwała znacznie dłużej.
Co się stało z kubkiem? Spoczywa od tamtej pory w sejfie katedralnego skarbca. Bywa pokazywany turystom, jednak raczej nikt już nie dostanie go do swych rąk, aby sytuacja się nie powtórzyła.